BABYBIRD – o początkach

babybird

Wszystko zaczęło się za sprawą jednego utworu, „You’re Gorgeous” niesamowicie pięknej, zmysłowej i przebojowej kompozycji pochodzącej z debiutanckiego albumu „Ugly Beautiful”, który na przełomie 1996 i 1997 podbił najpierw Wielką Brytanię, Europę i Stany Zjednoczone. Sprawcą całego zamieszania był chyba najbardziej płodny autor lat 90-tych Stephen Jones i jego formacja BabyBird.

Gdziekolwiek bym się nie pojawił, kupując gazety czy wchodząc do pubu, wszyscy za mną krzyczeli i wołali „jesteś wspaniały chłopie, nie wiemy jak nazywa się twój zespół, ale ty jesteś cudowny” – tak wspomina tamte chwile Stephen, choć jeszcze kilka miesięcy wcześniej nic nie zapowiadało sukcesu.

Jones urodził się w Wielkiej Brytanii, ale w wieku 4 lat wyruszył ze swoją rodziną przez kanał Suezki do Nowej Zelandii, gdzie spędził kolejne cztery lata swojego życia, następne cztery upłynęły na powrocie przez tym razem kanał panamski do rodzinnego kraju.

Moi rodzice są naprawdę zwykłymi ludźmi, którzy potrafią czynić w życiu niesamowite i zadziwiające rzeczy. – opowiada lider BabyBird – Zachowują się jak koczownicy, nigdzie nie mogąc zagrzać miejsca, ale dzięki nim zwiedziliśmy kawał świata. Oboje są nauczycielami fizyki, a mój brat i siostra zostali naukowcami, tylko ja jestem pod tym wzgłędem czarną owcą w rodzinie.

Wszystko wskazuje na to, że jedną z rodzinnych tradycji, którą Stephen doskonale pielęgnuje jest chwilowy i przemijający styl życia. Po powrocie do Anglii zdążył mieszkać w wielu miastach od Nottinghamu po Manchester.

Bardzo szybko się nudzę – mówi – muszę się często przemieszczać, zmieniać otoczenie i myślę, że podobnie jest z muzyką. Przeskakuję z jednej rzeczy na drugą eksploatując ją bardzo szybko. Nie potrafię zostać w miejscu przez dłuższy czas.

Jednak przez 5 lat ciągłego wirowania i zmian miejsca udało mu się napisać i wyczarować ponad 450 piosenek, w różnych miejscach i domach wokół Nottingham.

Mój czterośladowy magnetofon był dla mnie jak teczka – wspomina – zabierałem go zawsze do przyjaciół, szukając wolnego pokoju i rozstawiałem aby był gotowy do pracy.

Kiedy kompozycje były już gotowe Stephen próbowa zainteresować nimi wytwórnie płytowe, jednak spotykał się z ciągłymi odmowami. Do legendy przeszła już historia spotkania z Nickiem Beggsem, założycielem KajaGooGoo, a wówczas A&R Managerem jednej z firm fonograficznych. Zdegustowany surowym brzmieniem nagrań Jonesa, zarejestrowanych na czterośladzie, Nick kazał mu się wynosić i wrócic kiedy nauczy się pisać piosenki.

Powiedział mi wtedy abym dołożył w jednym miejscu saksofon, zmienił słowa i wtedy powstanie hit. Wyrzucił z biura mojego managera, mówiąc że nie wyda nam nawet singla – wspomina śmiejąc się Stephen.

Chcąc niechcąc lider BabyBird musiał wziąć los w swoje ręce. Na przełomie 1995 i 1996 wydał nakładem własnej wytwórenki Baby Bird Recordings cztery płyty: „I Was Born A Man” lipiec 95, „Bad Shave” wrzesień 95, „Fatherhood” grudzień 95 i „The Happiest Man Alive” w marcu 96. Wszystkie albumu ukazały się w niewielkim nakładzie 1000 egzemplarzy. Wszystkie nagrania cechowało brudne i niedbałe brzmienie i wkrótce krytycy doczepili BabyBird etykietkę lo-fi .

Nigdy nie zamierzałem zostać zaklasyfikowany jako artysta z nurtu lo-fi. Problem w tym, że wielu muzyków robi wszystko aby osiągnąć takie brzmienie. Na moich płytach uzyskałem je z bardzo prozaicznego powodu nie miałem więcej pieniędzy aby je udoskonalić. Te płyty mają swoje określone miejsce, to początek drogi. Zawsze jednak chciałem robić rzeczy potężne i zachwycające.

Taka okazja pojawiła się już niedługo. Stephenowi i jego formacji udaje się podpisać kontrakt z małą wytwórnią Echo i w październiku 1996 ukazuje się ich pierwwszy wysokonakładowy album „Ugly Beautiful”. Płyta która zachwyca swoim brzmieniem, pomysłami i nastrojem.

Obok delikatnych „Candy Girl”, „Dead Bird Sings” czy pochodzącego z poprzednich płyt „45 & Fat”, dynamicznego „Goodnight”, pojawiają się kompozycje zwariowane, przeładowane loopami i samplami „Jesus Is My Girlfriend” czy nieco psychodeliczne „Atomic Soda”. Płytę promowały aż cztery single, z których największym przebojem okazał się „You’re Gorgeous”, akrytycy mogli zachwycać się pełnią brzmień uzyskanych przez Jonesa.

Rok później „Ugly Beautiful” ukazuje się w USA, poprzedzona niskonakładowym albumem „Greatest Hits” sygnowanym przez Baby Bird Recordings. Nieco wcześniej BabyBird wydaje w Wielkiej Brytanii jeszcze jeden własny album w ilości 1000 sztuk „Daying Happy” zamykający początkowy etap działalności zespołu.

Trudno odnaleźć się w tajnikach dyskografii Stephena Jonesa i jego BabyBird, ale w końcu gdzieś musiało pojawić się te 450 kompozycji, a przecież żadna wytwórnia nie wytrzymałaby takiego tempa wydawniczego. Trudno również odnaleźć i zdobyć te wczesne płyty.

Nowy drugi, dodajmy wysokonakładowy album zespołu ukaże się 24 sierpnia pt: „There’s Something Going On”. Płytę poprzedzał wydany w kwietniu singiel z nieco mroczną kompozycją „Bad Old Man” przypominającą nastrój „Ugly Beautiful”. Jak niesie wieść Stephen znów gorliwie pracował przygotowując ponad czterdzieści utworów z których na płycie pojawiło się tylko jedenaście. Pierwsze nagrania powstały w listopadzie ubiegłego roku w Hiszpanii, później Jones i jego czterej muzycy John Pedder, Luke Scott, Robert Gregory przenieśli się do Londynu kończąc całą pracę w maju.

Płyta przynosi porcję bardzo zróżnicowanych utworów od leniwego „You Will Always Love You” przypominającego wczesne brzmienie BabyBird, gdzie na tle sączącej się melodii Jones wyśpiewuje tekst po jazgotliwy „All Man Are Devil”. Jest psychodeliczny „The Life” i mnóstwo wspaniałych melodii, jak w „If You’ll Be Mine”, najnowszym singlu, który ma szansę zostać godnym następcą „You’re Gorgeus”. Na płycie pojawiają się znany z „Fatherhood”, odświeżony „I Was Never Here” i „Take Me Back” pierwszy w historii zespołu utwór który nie jest całkowitą kompozycją Jonesa.

„There Something Going On” z pewnością nie odkrywa nowych muzycznych obszarów. Wieczny podróżnik Jones zabiera nas w wyprawę po różnych gatunkach muzycznych, serwując ich różne barwy. Spragnieni piękna odnajdą je w kilku cudownych balladach i szeptankach, poszukiwacze szaleństwa zakosztują go, tropiciele nowości poczują zapach lat 90-tych, a nad wszystkim unosić będzie się „If You’ll Be Mine” porażająco piękna kompozycja, dla której warto kupić cały album.